Przejdź do treści

Korona ♕

Czuję się czasami jak więzień w pętli czasu. Wstaję, biegam, jem, pracuję, biegam, jem, śpię, wstaję, biegam, jem, pracuję, biegam, jem, śpię, wstaję… Kopernik wpadłby w zakłopotanie, widząc że świat może kręcić się dookoła biegania, coś jak „biegocentryzm”, w którym wszystkie drogi prowadzą na linie startową zawodów.

Mamy we Wrocławiu centrum handlowe o nazwie KORONA. Centrum, jak to centrum, niczym szczególnym na tle innych miejsc tego typu się nie wyróżnia. Jednak piszę o nim nieprzypadkowo. Wielki, świecący szyld z nazwą, tryumfalnie emanuje swoje światło w promieniu dobrych kilku kilometrów od miejsca kultu wyznawców konsumpcjonizmu, którzy wiernie, co niedziela odwiedzają swoją świątynię. Nie piję tu do polityki, bo nie zwykłem pić do dna, po prostu tak wygląda nasza rzeczywistość.

Z moją kostką zrobiło się nieco lepiej i zacząłem wykonywać już regularnie spokojne rozbiegania. Większość z tych treningów biegam po sprawdzonej, stałej trasie. Najpierw kieruję się w stronę przeciwną do centrum miasta, przebiegam po obrzeżach Wrocławia i mniej więcej w połowie treningu, gdzieś na 8 kilometrze rozpoczynam ostatni odcinek pętli, zmierzający w stronę mojego osiedla. Ten ostatni fragment trasy bieganie po wałach przeciwpowodziowych, co oznacza tyle, że przez dobre 200 dni w roku biegnę tam w egipskich ciemnościach. Czuję się wtedy, jak gdybym biegł przez jakieś pustkowie. W którą stronę się nie obrócę – tylko ciemność i jałowy krajobraz w półmroku. Własne myśli to jedyny pochłaniacza czasu i uwagi, jaki mam do dyspozycji. Ta pustka dookoła jest naprawdę depresyjna i zawsze, gdy mam już dosyć, na horyzoncie pojawia się malutkie światełko. Nic specjalnego, taki malutki punkcik świecący w oddali. W całej nicości jest tak hipnotyczny, że nie sposób oderwać od niego wzroku. Kolejne metry -mimo, że jest coraz trudniej, lecą jakby nieco szybciej, a owe światełko zaczyna nabierać kształtów, które na tym etapie są jeszcze rozmazane i niewyraźne. Tempo biegu wydaje się niezmienne, a jednak zegarek podpowiada zupełnie co innego. Dystans leci, zmęczenie rośnie, a ochota na kolejne kilometry ulatnia się w błyskawicznym tempie. Mam już dosyć, a magnetyczne światło, które wyznaczało mi drogę, na moment chowa się za stare wysypisko, które obecnie jest najwyższym wzgórzem w okolicy. Wybiegam zza górki i moim oczom ukazuje się wielki napis, dumnie świecący nad linią drzew: „KORONA”. Małe światełko, które niewinnie tliło się na horyzoncie, przeradza się w wielki szyld.

KORONA – czy istnieje coś równie mocno symbolicznego dla bycia najlepszym? Jeżeli tak, to nie przychodzi mi teraz do głowy. Ja i moja korona, po którą muszę wyruszyć każdego, kolejnego dnia. Jej zdobycie nigdy nie przychodzi łatwo, ale moment, w którym się pojawia zawsze wywołuje dreszcz emocji. Biegam, bo w bieganiu chcę być jak najlepszy… chcę sięgnąć po koronę. ♕

3 komentarze do “Korona ♕”

  1. Wydaje mi się, że każdy biegacz ma taką swoją „koronę”… Biegam w innej części miasta i dla mnie to są światła mostu Redzinskiego i Milenijnego 😉 Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *